samedi 20 juillet 2013

wakacje marzeń

Wybaczcie, że tak zniknęłam bez pożegnania, ale powiało wielkim światem i wymarzonymi wakacjami u babci. Wyjechałam nieoczekiwanie, a raczej wyleciałam do USA, na całe dwa miesiące. 
W końcu dane mi było ucałować i uściskać moją babcię, której nie widziałam od ponad 11 lat. 
  

Jestem bardzo szczęśliwa, tak bardzo, że nie czuję jeszcze zmęczenia, mimo, iż amerykańskie upały sięgają 40°C i  dają się we znaki wszystkim.



Jestem tu po raz pierwszy. Pobyt ma charakter bardziej towarzysko - rodzinny, niż turystyczny. Na pewno wiecie o czym mówię, prawda ?


Mogę powiedzieć, że do tej pory liznęłam Bostonu, zaledwie małą część tego co miasto ma do zaoferowania. W planach jeszcze Nowy Jork, ale zobaczymy, co z tego wyjdzie.



Póki co jestem zachwycona. Kraj bardzo atrakcyjny, wszystko w nim cieszy, kusi i nęci. A ludzie mili, zawsze uśmiechnięci i z głową do góry...


Kolejną ciekawą rzeczą, którą zdąrzyłam zauważyć, to ceny. Porównałam sobie ceny naszego belgijskiego koszyka produktów żywnosciowych, kosmetycznych i niektórych gadżetów elektronicznych w USA i życ nie umierać, są nawet tańsze o połowę.


I ta ogromna przestrzeń dookoła. Wszystko wygląda wielkie, lśniące, poukładane, nowoczesne i wszędzie daleko. 



Trudno to nazwać, ale czegoś mi tu brakuje. Może pewnego klimatu? Może pewnej lekkości, a może czegoś w rodzaju poczucia swojskości ? ...  



Ah, jeszcze jedno! Przypomniała mi się pewna anegdotka. 
Rozglądam się za kimś, kto wygląda na tutejszego. Wybieram z tłumu eleganckiego pana w garniturze, z teczką. Podchodzę do niego i pytam o drogę do toalety w supernowoczesnym centrum handlowym.
Zaczynam bełkotać kilka słów po angielsku. On kręci głową, że nie rozumie. Pytam po francusku - rozkłada ręce. Po niderlandzku, to samo. Próbuję wydukać  pytanie po hiszpańsku. I nic. Już miałam odejść, ale wymamroratamłam pod nosem, kilka słów (po polsku) niezadowolenia - 'co za cholera, żeby taki picuś-glancuś nie znał języków?'. Na to, Facet uśmiecha się i dumnie rzecze "-Bo ja jestem Polak. I zaraz potem pięknie pokierował mnie (w rodzimym języku) do kibelka :)



Na koniec chciałam pozdrowić Wszystkich i życzyć udanych, niezapomnianych wakacji oraz cudownej pogody.
Załączam kilka zdjęć robionych na szybko, w Bostonie. Pa. I do zobaczenia we wrześniu.
Po powrocie, obiecuję nadrobić wszelkie zaległości na Waszych blogach.Trzymajcie się ciepło! Sara.