mardi 8 avril 2014

żadnego focha na widok karczocha

 Byłam świadoma, że karczochy są bardzo cenione nie tylko na talerzu, ale również w medycynie i kosmetyce jednak nigdy nie przepadałam za tym warzywem. Jadałam je od czasu do czasu przygotowane przez moją mamę, a to w panierce, a to duszone, grillowane, innym razem zapiekane i niestety żaden z wymienionych wyżej sposobów nie przekonał mnie. Zbyt mało wyrazisty smak nie wzbudzał na moich kubkach smakowych specjalnego zachwytu.


Wystarczyło, że do kuchni wpadła męska ręka, przygotowała warzywko w 5 minut i z trudem oderwałam się od talerza.  Jedno jest pewne! Od dziś, żadnego focha na widok karczocha :)

Karczoch z jajkiem sadzonym w środku i z sosem vinaigrette.

Uwielbiam kuchnię mojego taty. W komponowaniu smaków zdecydowanie przoduje on, jak również w wymyślaniu szybkich, prostych i naprawdę smacznych dań! Szkoda tylko, że bardzo rzadko swawoli sobie przy garach.
Kiedyś próbował wprowadzić mamę w świat męskich kulinarnych sztuczek, ale niestety mama jest zbyt zawikłą osobą i nie lubi prostych rozwiązań.  Woli po swojemu kombinować, tworzyć i utrudniać łatwe rzeczy. Dlatego moim (bardzo subiektywnym zdaniem) mężczyźni lepiej gotują od kobiet. A co Wy o tym sądzicie? I czy lubicie jeść karczochy?

lundi 7 avril 2014

"The Immigrant"

Dziś, miałam okazję obejrzeć film. Jest to tragiczno-romantyczna historia pod tytułem "Imigrantka" wyreżyserowana przez James'a Gray” i zastanawiam się właśnie, czy mogę Wam ją polecić.


 Historia polskiej imigrantki, Ewy Cybulskiej która wyjechała do Ameryki. W jej postać wcieliła się, piękna Marion Cotillard z Francji.


1921 rok. Ewa i jej siostra Magda opuszczają rodzinny kraj z zamiarem osiedlenia się w Ameryce. Po przybyciu na wyspę Ellis Island, która była głównym punktem wjazdowym do Ziemi Obiecanej, imigranci byli przesłuchiwani przez urzędników i badani przez lekarzy. Magda z powodu kłopotów zdrowotnych -gruźlicy nie otrzymuje zgody na wjazd do miasta N. J., zostaje zatrzymana i poddana kwarantannie. Ewa zdana na siebie, wkrótce wpada w sidła Bruno (Joaquin Phoenix), typa z pod ciemnej gwiazdy, drania i manipulatora.


Aby pomóc swojej chorej siostrze, Polka gotowa jest na wszystko, na każde poświęcenie...
Sytuacja w której znalazła się młoda kobieta jest wyjątkowo trudna, brak dachu nad głową, osamotnienie, brak jakiejkolwiek pracy. Głównym problemem stają się pieniądze, a właściwie ich brak. Bohaterka potrzebuje zarobić w krótkim czasie, ogromną sumę pieniędzy, po czym decyduje się pod namową Bruno na uprawianie nierządu w celach zarobkowych.

Cóż mogę powiedzieć o tym filmie, chyba to, że mam mieszane uczucia. Z jednej strony wszystko wygląda idealnie, dopracowane, dopięte na ostatni guzik. Wnętrza podświetlone w kolorach zmierzchu, mistyczne wystroje, piękne kostiumy, atmosfera ze szczyptą magii i tajemniczości ...Temat bardzo ciekawy, smutny i niestety wciąż aktualny. W obsadzie gwiazdy światowego kina (Marion Cotillard, Joaquin Phoenix,Jeremy Renner ) obdarzone talentem i charyzmą.


 Z drugiej strony "Imigrantka" pozostawia wiele do życzenia. Niedosyt prawdziwych emocji i wzruszeń. Brakuje w niej duszy, swobody, odrobiny lekkości i szaleństwa. Wyjątkowo mało ciekawych scen. Mam wrażenie, że to wielkie show, zarówno z punktu treści jak i formy. Przykro to mówić, ale film przywidywalny, nudnawy.

Czy warto go obejrzeć? Owszem, choćby dla fantastycznej Marion, której mówienie po polsku wyszło na piątkę +.

samedi 5 avril 2014

kreatywnie się ponudzić...

Czasem lubię się ponudzić, pobyć z własnymi myślami sam na sam. Spojrzeć we wnątrz siebie, pomyśleć o czymś miłym albo najlepiej o niczym. Nie na zawsze, ale przez chwilę żyć tylko dla siebie. Ręce zająć czymś; obojętnie, czy to skrawek kolorowej bibuły, czy też igła z rozbrykaną nitką. A w tle cicha muzyka wije się z aromatem świeżo zaparzonej herbaty- to czas, w którym  wyciszam ciało i duszę, odnawiam się i naprawiam...

Rzecz jasna, każdy potrzebuje wewnętrznego wzmocnienia i każdy z nas ma na to inny sposób. A Wasz jaki jest sposób na relaks?



Podczas ostatniego nudzenia się stworzyłam trzy karki wielkanocne z życzeniami, dla najbliższych.  


Powiem Wam, że miło jest tak odprężać się twórczo. 

  
 Pozdrawiam zapachem wiosny  i do usłyszenia.


  Pa.

mardi 1 avril 2014

Kwietniowa Ryba

   
 W Belgii również obchodzimy Prima Aprilis pod nazwą- Poisson d’Avril, czyli Kwietniowa Ryba.


1 kwietnia każdego roku Belgowie robią sobie wzajemnie psikusy, żartują, dowcipkują... tego właśnie dnia każdy może spodziewać się, że ktoś na powitanie poklepie go przyjaźnie po plecach. W rzeczywistości ten ujmujący gest będzie blagierski- chodzi o przyklejenie na plecy ofiary wyciętej z papieru ryby. Im dłużej ozdobiona w ten sposób osoba przechadza się niczego nie podejrzewając, tym żart staje się bardziej ucieszny. 


  Poza tym  1 kwietnia  tradycyjnie rozprzestrzenia się przeróżne fałszywe informacje w mediach. Na przykład kilka lat temu w w dzienniku telewizyjnym podano informację, że Belgia rozdzieliła się na dwa państwa Walonię i Flandrię. Możecie sobie wyobrazić jaki to był szok dla wielu obywateli?



Według jednej z legend, tradycja robienia sobie wzajemnych żartów w pierwszym dniu kwietnia wywodzi się z Francji.  


Powiadają, że do połowy XVI wieku, rok kalendarzowy rozpoczynał się właśnie 1-go kwietnia. W 1564r, król Francji Charles IX postanowił zreformować kalendarz i zmienił datę na 1-go stycznia. Podwładnym Charles'a trudno było zaakceptować zmianę i w dalszym ciągu ludzie obdarowywali się podarunkami z okazji wiosny.


Najpopularniejszym upominkiem w owym czasie było jadło, stąd pomysł na obdarowywanie się rybami. Ale dlaczego ryby a nie inne mięso?  


Otóż, jedna z teorii głosi, iż miało to związek z obchodzonym w tym czasie postem wielkanocnym.


 Z czasem ryby przekształciły się w pocztówki z obrazkiem ryb.
 Nie tylko we Francji, ale i w Belgii na początku XX wieku, bardzo modne było wysyłanie takich kartek na znak miłości, przyjaźni i pokoju.


Jak widać dzień żartów, w wielu krajach obchodzony jest bardzo podobnie i jak wiadomo- dobry żart tynfa wart :)
Do następnego.

jeudi 6 mars 2014

herbata w torebkach własnej produkcji

Ten prezent trafi do rąk osoby uwielbiającej zaczynać poranek od herbaty. Najpierw uszyłam ręcznie małe torebeczki ze wstążki i do każdej doczepiłam bilecik. Następnie wsypałam liściastą herbatę wzbogaconą o aromaty owocow oraz kwiaty.
Zrobiłam już ich kilka, kilkanaście?- Hmm, sama nie wiem. Jedno jest pewne, to dość marudna robota, ale efekt końcowy jest bardzo ciekawy.

Jak Wam się podoba taki pomysł na pakowanie herbaty?








dimanche 2 mars 2014

antykwariat

W poszukiwaniu nie(nowych) pozycji książkowych nieraz zaglądam do antykwariatu, niedaleko głównego placu w Brukseli. Po przekroczeniu progu, za każdym razem czuję ten sam miły dreszczyk emocji. Bardzo lubię to miejsce. Mogłabym tu grzebać cały dzień... przeszukując, przetrząsając...Wertując lekko podniszczone stronice, dotykając pożołkłych ze starości grzbietów i zmuchując kurz z dawo niedotykanych okładek. Sprawia to, że na chwilę zapominam o otaczającym mnie świecie i tonę w beztroskiej radości, aż po sam czubek głowy.

Wśród stosu zapomnianych, często zakurzonych książek, można znaleźć coś wyjątkowego, coś, co będzie jak przyjaciel, który swoim towarzystwem nie naprzykrzy.



Do antykwariatu poszłam z listą tytułów książek, które zamierzałam nabyć i dołączyć do swojego księgozbioru. Niestety nie znalazłam czego szukałam, ale znalazłam równie coś ciekawego.


Oprócz kilku lektur francuskich wyszperałam i zakupiłam "Szaloną" J.I. Kraszewskiego w języku polskim oraz "Pamiętnik z getta" J.Korczaka. Pamiętnik Korczaka przetłumaczony na jęz. francuski, ale mi to nie przeszkadza. 


Nie wiem, czy ktoś zrozumie moją radość, ale bardzo, bardzo się cieszę, że spotkalam kiążki napisane przez rodaków w małym, klimatycznym antykwariacie, w stolicyEuropy.


Czy Wy, też macie takie swoje ulubione, magiczne miejsca?

mardi 25 février 2014

pierre d'alun


Kochani. Słoneczko coraz mocniej przygrzewa ... a wraz z wzrostem temperatur ryzyko pocenia się, świąd skóry, wysypki, ukąszenia komarów, drobne i swędzące ranki, poparzenia słoneczne ...

Proponuję zatem dość nietypowy kosmetyk, któremu warto przyjrzeć się nieco bliżej.




Nazywa sią Pierre d'alun i jest naturalnym kryształem soli wulkanicznej znanym i cenionym już w starożytności.
Krótko mówiąc to  najstarszy i hipoalergiczny dezodorant, absolutnie nieszkodliwy dla organizmu ni środowiska. Odpowiedni dla mężczyzn, kobiet i dzieci.



Taki dezadorant można spotkać w postaci bryłki lub proszku, który zwilżamy pod zimną wodą i aplikujemy na skórę. Po użyciu bryłki (proszku to nie dotyczy) pozostawiamy do wyschnięcia, ponieważ może nam pęknąć.


Pierre d'alun jest bezapachowy i nie pozstawia plam na ciele czy odzieży. Naturalny antyperspirant neutralizuje nieprzyjemny zapach potu, nie zatyka porów. Działa przeciwzapalnie, antyseptycznie, bakteriobójczo i łagodzi podrażnienia skóry.

Można go stosować pod pachy, na stopy, po depilacji, przy skaleczeniach, tamuje drobne krwawienia przy goleniu. Wskazany przy trądziku młodzieńczym - wysusza wypryski i niweluje efekt świecącej się skóry oraz jako cudowny środek na swędzące miejsca po ukąszeniu komarów i innych owadów.

Powiem Wam, że mam taki dezadorant i bardzo sobie chwalę. Na mojej wrażliwej skórze spisuje się idealnie. Początkowo może wydawać się mało wygodny, ale po pewnym czasie użytkowania staje się czymś naturalnie niezbędnym. Do tego bardzo wydajny i tani.
I to by było na tyle na dziś. Czekam na Wasze reakcje. Miłego wieczoru.