Wsłuchuję się w świsty i gwizdy wiatru za oknem. Popijam białą herbatę, przeglądam stare brukowce dla relaksu i myślę tak sobie...
Co by było gdybym nagle obudziła się w Los Angeles ?
Zsunęłabym satynową pościel i zachwycała się nowiuśkimi silikonowymi cyckami. Służąca podałaby mi na śniadanie pół szklanki soku grejprutowego i liść sałaty. I po tak pożywnym posiłku wyjrzałabym przez okno, by podziwiać przez ułamek sekundy ogród, który oddzielony jest od reszty świata dwumetrowym murem. A na słupach wysokiego napięcia jak wrony siedzieliby paparazzi. Za chwilę przyjechałaby fryzjerka, manikiurzystka, specjalistka od depilacji brwi - obrobiłyby mi facjatę jak należy. Następnie parę zdjęć do kolorowych magazynów i zaraz potem na zakupy, przecież teraz stać mnie na wszystko...W międzyczasie mała konferencja prasowa dla gryzipiórków, aha i spotkanie z agentem, który perfekcyjnie wyławia dla mnie role w kasowych superprodukcjach .Po południu obiadek beztłuszczowy - jajko gotowane na parze i obowiązkowo szpinak (ciekawe jak bym długo pociagnęła na takim krowim żarciu). Dalej, power na resztę dnia...kolejne przebieranko i siup na imprezę. Ma być na niej ten...no... jak mu tam (szukam w głowie gwiazdora) może być Johnny Depp...a niech tam...więc na imprezce będzie demoniczny Johnny. Imprezka się rozkręca...
Oo ! Przyszła kompletnie nawalona Lindsay...fatalnie jej bez makijażu. Ale zaraz, zaraz, a gdzie mój Johnnuś?...JEST!...sprint do toalety, szybkie poprawki, telefon do dziennikarza...oby zdążył...Podchodzę do obleganego Johnnusia, wieszam mu się na szyi i uśmiech od ucha do ucha! Pstryk! (no przy takiej reklamie rólka murowana)...i wredny fotograf ma do sprzedaży dowód na nowy branżowy romansik. A niech Vanessa zwija się z zazdrości, co mi tam ? Wracam taxówką totalnie spruta, przechlana do mojej posiadłości...Ja pieniczę, jak tu pusto...trzeba położyć się do łóżka, bo jutro zdjęcia próbne.
Kilka tabletek na kolację...szklanka wody przy łózku, bo w nocy nikt nie poda...Głowa na poduszkę...i jedna samotna łza na satynie...
The end
Zsunęłabym satynową pościel i zachwycała się nowiuśkimi silikonowymi cyckami. Służąca podałaby mi na śniadanie pół szklanki soku grejprutowego i liść sałaty. I po tak pożywnym posiłku wyjrzałabym przez okno, by podziwiać przez ułamek sekundy ogród, który oddzielony jest od reszty świata dwumetrowym murem. A na słupach wysokiego napięcia jak wrony siedzieliby paparazzi. Za chwilę przyjechałaby fryzjerka, manikiurzystka, specjalistka od depilacji brwi - obrobiłyby mi facjatę jak należy. Następnie parę zdjęć do kolorowych magazynów i zaraz potem na zakupy, przecież teraz stać mnie na wszystko...W międzyczasie mała konferencja prasowa dla gryzipiórków, aha i spotkanie z agentem, który perfekcyjnie wyławia dla mnie role w kasowych superprodukcjach .Po południu obiadek beztłuszczowy - jajko gotowane na parze i obowiązkowo szpinak (ciekawe jak bym długo pociagnęła na takim krowim żarciu). Dalej, power na resztę dnia...kolejne przebieranko i siup na imprezę. Ma być na niej ten...no... jak mu tam (szukam w głowie gwiazdora) może być Johnny Depp...a niech tam...więc na imprezce będzie demoniczny Johnny. Imprezka się rozkręca...
Oo ! Przyszła kompletnie nawalona Lindsay...fatalnie jej bez makijażu. Ale zaraz, zaraz, a gdzie mój Johnnuś?...JEST!...sprint do toalety, szybkie poprawki, telefon do dziennikarza...oby zdążył...Podchodzę do obleganego Johnnusia, wieszam mu się na szyi i uśmiech od ucha do ucha! Pstryk! (no przy takiej reklamie rólka murowana)...i wredny fotograf ma do sprzedaży dowód na nowy branżowy romansik. A niech Vanessa zwija się z zazdrości, co mi tam ? Wracam taxówką totalnie spruta, przechlana do mojej posiadłości...Ja pieniczę, jak tu pusto...trzeba położyć się do łóżka, bo jutro zdjęcia próbne.
Kilka tabletek na kolację...szklanka wody przy łózku, bo w nocy nikt nie poda...Głowa na poduszkę...i jedna samotna łza na satynie...
The end
ciekawy post ;)
RépondreSupprimerBardzo fajnie się to czytało. Więcej takich postów :) Pozdrawiam!
RépondreSupprimerBardzo ciekawa notka.
RépondreSupprimerJak jakiś wpis z pamiętnika.
Udanego weekendu.
piękne zdjęcie pięknej M.M :) zapraszam do obserwowania.
RépondreSupprimerŚwietnie się czyta.:D
RépondreSupprimerŚwietny Blog. Piękna M <3 + Zapraszam do mnie i zachęcam do wyrażania opinii w komentarzach i obserwowania.
RépondreSupprimerno faktycznie niestety tak z tymi gwiazdami jest.
RépondreSupprimerale mimo wszystko chciałbym się obudzić w USA, najlepiej w NYC <3
chciałabym*
Supprimerfajna notka
RépondreSupprimerfajny pomysł na notkę, a pewnie ile radości przy tworzeniu
RépondreSupprimerPrzyjemnie się czyta :)
RépondreSupprimerBuziaki
H A L L O W K A A
ładnie piszesz :))
RépondreSupprimerhaha ostatni tekst mi się podoba :D
RépondreSupprimerBiałą herbatę ?Nawet nie wiedziałam, że taka jest :D
Ja bym się mogła obudzić w Los Angeles na jeden dzień, by zobaczyć jak naprawdę jest ;) Tego krowiego żarcia bym dłużej nie wytrzymała, haha.
RépondreSupprimer